Castrum dolores

Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej szczyci się niemałym zbiorem zabytkowych drewnianych rzeźb. Prawdziwą skarbnicą są jednak portrety trumienne, których kolekcja należy do największych w Polsce. 

Tylko w Polsce, bo poza granicami naszego kraju wizerunki te nie były znane. Obyczaj sporządzania portretu zmarłej osoby i umieszczania go na czole trumny wykształcił się w Rzeczypospolitej Szlacheckiej pod koniec XVI wieku i był kultywowany aż do początku XIX stulecia, stanowiąc niezwykle ważny element ówczesnej, bardzo rozbudowanej, ceremonii pogrzebowej. – Zwiedzając muzealne sale i przyglądając się twarzom szlachciców i szlachcianek dostrzeżemy, jak bardzo są wyraziste, jak wiernie oddają wygląd i urodę portretowanych. Ma się wręcz wrażenie, że te osoby żyją i wodzą za nami wzrokiem. Malowano je albo z natury, albo na podstawie portretów powstałych za życia. Kształt portretu – najczęściej sześcioboczny – też jest nieprzypadkowy. Umieszczano go bowiem na naczółku trumny, aby skupiał uwagę uczestników pogrzebu na zmarłym i sprawiał wrażenie, że on sam w tej uroczystości uczestniczy – mówi Bartosz Przybyła z Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej.


Memento mori

Nasi przodkowie nie wypierali myśli o śmierci, nie czynili z niej tematu tabu. Wręcz przeciwnie, świadomość jej nieuchronności towarzyszyła im niemal bez przerwy. O śmierci rozmawiano, śmierci dotykano, do śmierci się przygotowywano. Staropolskie ceremonie pogrzebowe, zwłaszcza osób utytułowanych, trwały naprawdę długo i gromadziły licznych żałobników. Świadek pogrzebu hetmana Józefa Potockiego w 1751 roku zanotował: „Blisko dwóch niedziel odbywała się uroczystość trupowa, a może do ćwierci roku niektórzy goście, przyjmowani przez syna zmarłego hetmana, bawili w Stanisławowie”. Nic więc dziwnego, że ostatnie pożegnanie musiało mieć stosowną oprawę. Zwyczajem było m.in. chodzenie orszaku z trumną wokół kościoła, śpiewanie pieśni ku czci zmarłego i nieprzerwane modlitwy przy zwłokach. Szczególny był także sposób eksponowania trumny w czasie Mszy żałobnej. Specjalna instalacja przygotowana w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej daje pewne wyobrażenie o tym, jak to wyglądało.


Twierdza boleści

– Trumnę stawiano na katafalku, pod czarnym baldachimem, w otoczeniu niezliczonych świec, tarcz herbowych i tablic laudacyjnych. Składano na niej szablę zmarłego. Spoglądał on na żałobników ze swojego portretu, spowity w kadzielniane dymy. Wszystko to składało się na tak zwaną „twierdzę boleści”, czyli po łacinie castrum dolores – wyjaśnia Bartosz Przybyła dodając, że tak rozbudowane dekoracje żałobne zaczęto tworzyć już pod koniec XVI wieku. Najpierw stawiano je w kościołach podczas pogrzebów królów i możnowładców. Później żegnano w ten sposób nawet niezamożnych szlachciców. Niezwykle rozbudowana, niemal teatralna, była także sama ceremonia pogrzebowa zwana po łacinie pompa funebris lub właśnie theatrum funebris. – Jej najważniejszym momentem była Msza żałobna, w czasie której, oprócz czynności religijnych, wygłaszano kwieciste mowy okolicznościowe i odgrywano symboliczne sceny. Po zakończeniu obrządku portret zmarłego trafiał z trumną do krypty, albo go zdejmowano i umieszczano w epitafium w kościele. Niekiedy rodzina zabierała wizerunek zmarłego, aby uzupełnił galerię przodków w dworze czy pałacu – mówi Bartosz Przybyła. Pewnie dla wielu niemałym zaskoczeniem będzie, że współczesnym echem tej dawnej sarmackiej tradycji sporządzania portretów trumiennych są tablice o kartuszowym wykroju przybijane do trumny przed pogrzebem.


Opłakiwanie z Gościeszyna

Zwiedzając Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej warto też uważniej przyjrzeć się drewnianym rzeźbom, których na wystawie jest około pięćdziesięciu, a w muzealnych magazynach trzy razy tyle. Cześć z nich to niezwykle cenne rzeźby gotyckie, wśród których na szczególną uwagę zasługuje „Opłakiwanie z Gościeszyna”. Rzeźba wykonana została około 1430 roku w warsztacie Mistrza Dumlosych z Wrocławia i przedstawia opłakiwanie Chrystusa zdjętego z krzyża. Bardzo ciekawym przedstawieniem jest także płaskorzeźba zatytułowana „Zaśniecie Najświętszej Maryi Panny”. Pochodzi ona z trzeciej ćwierci XIV wieku, a to, co ją wyróżnia to przedstawienie duszy Maryi. Symbolizuje ją postać Chrystusa, stojącego pośród apostołów i trzymającego małe dziecko, które oznacza ponowne narodziny w wieczności. Teologiczne wytłumaczenie tego przedstawienia jest dość precyzyjne. Chrystus będący w centrum wydarzenia przekazuje nam wyraźny komunikat: „Ja otrzymałem od Matki ciało fizyczne, teraz przekazuję Jej życie wieczne”. Koniecznie należy się również zatrzymać przy „Madonnie na Lwie” – rzeźbie z XIV wieku pochodzącej z kościoła w Powidzu. Maryja stojąca na lwie jest symbolicznym przedstawieniem Królowej Niebios. Ten sposób przedstawienia był bardzo popularny zwłaszcza na Śląsku i Pomorzu. Przypuszcza się również, że początki tego motywu sięgają już XIII wieku.


Pod ochroną

Do niedawna rzeźby były dosłownie „na wyciągnięcie ręki”. Obecnie chronią je specjalistyczne gabloty, w które Muzeum doposażone jest od dwóch lat. – Zgubne skutki dotykania zabytków dobrze znane są konserwatorom i muzealnikom. Kwas, który wytwarza się na dłoniach i skórze człowieka powoduje duże ubytki polichromii, a także pozostałych warstw podkładowych. W rzeczywistości stanowi to ogromne zagrożenie nawet dla samego istnienia zabytku. Właśnie z tego powodu około dziesięciu gotyckich rzeźb jest chroniona nowo zakupionymi gablotami – mówi Bartosz Przybyła. Podobnie jak rzeźby także cenne portrety trumienne były narażone na dotyk. Od teraz chronią je hartowane szyby odporne na nacisk i uderzenia. Jak informuje Bartosz Przybyła prawie połowa zakupionych gablot ekspozycyjnych została sfinansowana ze środków i projektów unijnych. Pozostałe zakupione zostały ze środków własnych archidiecezji gnieźnieńskiej.

B. Kruszyk „Przewodnik Katolicki”
Fot. B. Kruszyk 

10 sierpnia 2019