CEF: medytacja chrześcijańska

Dla zmęczonych, przepracowanych, z mnóstwem spraw na głowie, jednym słowem dla wszystkich… W Centrum Edukacyjno-Formacyjnym w Gnieźnie odbyły się rekolekcje medytacyjne: „Modlitwa ciszy i miłosnej obecności”. Publikujemy refleksję jednego z uczestników z zachętą do zatrzymania się choć na chwilę. 

„Modlitwa ciszy i miłosnej obecności”. Ta niszowa, jakby się wydawało, duchowość zgromadziła zaskakującą dla organizatora i uczestników liczbę 30 osób. Pomysłodawcą, organizatorem i prowadzącym rekolekcje był ks. Dariusz Larus, duszpasterz CEF, którego przygoda z medytacją chrześcijańską trwa już od ponad dwudziestu lat. Zaproszenie na rekolekcje było skierowane dla osób zmęczonych i przepracowanych, z mnóstwem spraw na głowie. Jeden z uczestników stwierdził: „wczoraj jeszcze byłem w Los Angeles”, inny „w tym tygodniu przeżyłem najintensywniejszy czas w mojej pracy zawodowej”, kolejny: „w ten weekend zapewne bym pracował gdyby nie przyjazd tutaj”. Wszyscy zgromadzili się jednak nie tylko, by odpocząć, ale i poznać tę nową dla siebie formę modlitwy oraz zobaczyć, czy po „chrześcijańsku” da się medytować, bo opinie jakie słyszeli przed wyjazdem były ostrzegające, lub w stylu „różne dziwne rzeczy trafiają dziś do Kościoła”. Obawy, co do rekolekcji wyrażali również sami uczestnicy w swoich wypowiedziach dodając, że okazały się one całkowicie bezpodstawne. Trzy Eucharystie ze spontaniczną modlitwą wiernych i przyjmowaniem Komunii pod dwiema postaciami, adoracja Najświętszego Sakramentu, codzienna Jutrznia i Kompleta, sobotnia Koronka do Bożego Miłosierdzia, rozwiały wszystkie obawy i wątpliwości.

Każda sesja medytacyjna rozpoczynała się znakiem krzyża i modlitwą, po której spokojnym głosem ks. Dariusz wprowadzał uczestników w  historyczne źródła medytacji chrześcijańskiej, których należy szukać u ojców pustyni polecających „przeżuwanie” słów czerpanych z Biblii. Jeśli medytowali dawni Ojcowie Pustyni – mnisi chrześcijańscy – to czemu dzisiaj medytacja jest obca w kręgach polskiego Kościoła? Do medytacji zachęcał Jan Kasjan, wzmianki na tej temat znajdują się też w jednej z najstarszych reguł zakonnych – w regule św. Benedykta, u ojców pustyni i wiążą się one ze św. Makarym i jego uczniem Ewagriuszem z Pontu, którzy w nawiązaniu do biblijnych przykładów wzywali imienia Jezusa i jego zmiłowania, wiedząc, że tylko w tym Imieniu dane jest nam zbawienie. Podczas medytacji modliliśmy się modlitewną formułą: „Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną” albo odniesieniem do Samego imienia „Jezus”.

Świadomi swojego ciała i oddechu, w pozycji siedząco-klęczącej na stołeczkach medytacyjnych trwaliśmy przy Jezusie Mistrzu. Prowadzący prosił o uważność zarówno na siebie, jak i na bliźniego. Każde z działań miało nam pozwolić doświadczyć Bożej obecności. Zostaliśmy wyprowadzeni ze swoich domów „na pustynię”. Całemu spotkaniu towarzyszyła budująca, przyjazna i wspólnotowa atmosfera, którą zapewne inicjował szczery i częsty uśmiech rysujący się na twarzy prowadzącego, jego troska i uwaga poświęcana każdemu z uczestników. Wyjeżdżaliśmy bez pośpiechu, wypoczęci, niektórzy ze stołeczkami medytacyjnymi i postanowieniem praktykowania medytacji w domu, ze świadomością pożytecznie zmarnowanego czasu na “nic nie robieniu”, bo medytacja to święta bezczynność, to modlitwa osoby miłującej skoncentrowanej na Bogu, której wystarcza świadomość Bożej obecności i trwanie w niej.

Piotr Drop

24 października 2017