
Chrobry znaczy mężny
Był Bolesław wielki i ciężki, że ledwie na koniu mógł usiedzieć, ale bystrego umysłu. W roku 1025 – prawdopodobnie na Wielkanoc – na jego własny rozkaz i bez przyzwolenia papieża biskupi polscy ukoronowali go na króla.
Posturę polskiego władcy scharakteryzował krótko i celnie jeden z ruskich kronikarzy. Wzmianka o koronacji to już Paweł Jasienica, który w „Polsce Piastów” przyznawał, że w roku koronacji, czyli u schyłku życia, niemal sześćdziesięcioletni Chrobry w pełni zachował genialną przenikliwość myśli, bystrość orientacji i siłę działania. Jak za młodu doskonale ocenił i wykorzystał dziejową sposobność, by państwo swoje uczynić królestwem. I nie chodziło o próżność czy czczą tytulaturę. Korona królewska – jak wskazuje Jasienica, a za nim inni historycy – wzmagała rangę państwa, stanowiła dowód jego niezależności, a w stosunkach wewnętrznych ułatwiała władcy wyzwolenie się od dawnego prawa zwyczajowego, które kazało dzielić kraj między synów-spadkobierców. Odtąd prawowitym dziedzicem i zwierzchnikiem innych książąt stawał się ten, któremu ojciec-król przekazał berło. Innymi słowy przyjmując koronę Bolesław Chrobry zerwał z obowiązującą dotąd w jego państwie patrymonialną zasadą ustrojową i zapoczątkował przebudowę Polski w monarchię na wzór ottoński.
Dlaczego tak późno?
Rok koronacji Bolesława Chrobrego jest wszystkim doskonale znany, choćby z wkuwanych na pamięć w szkole dat – 1025. Kłopot jest z dniem i miesiącem. Wiadomo, że władca zmarł 17 czerwca 1025 roku. Koronować się więc musiał w pierwszym półroczu tego roku. A że tak doniosłe uroczystości odbywały się zwykle w największe święta liturgiczne, historycy wskazują Wielkanoc, która wówczas wypadała 18 kwietnia, dzień św. Wojciecha – 23 kwietnia lub (rzadziej) Zielone Świątki – 6 czerwca. Co ciekawe, nie zachowała się żadna rodzima wzmianka na ten temat. Potwierdzenie znajdujemy jednak w nieprzychylnych Polakom, niemniej wiarygodnych źródłach niemieckich. I tak w Rocznikach z Kwedlinburga pod rokiem 1025 czytamy, że: „Bolesław książę Polski, dowiedziawszy się o śmierci wzniosłego [augustus] cesarza Henryka, podniesiony na duchu, trucizną pychy do tego stopnia zalał swoje wnętrzności, że zuchwale odważył się po namaszczeniu nałożyć sobie koronę, za którą to jego zarozumiałości śmiałością ducha rychło spotkała go zemsta Boga, albowiem wkrótce zszedł poddany smutnemu wyrokowi śmierci”. W podobnym duchu wyraża się Wipon, świadek tamtych czasów i biograf cesarza Konrada II (następcy Henryka), pisząc: „Słowianin Bolesław, książę Polan, zdobył z krzywdą króla Konrada insygnia i tytuł królewski, lecz jego zuchwalstwo przyćmiła nagła śmierć”. Większą rzeczowością wykazał się autor Roczników korbejskich odnotowując krótko: „Bolesław Słowianin został namaszczony na króla i niedługo potem zmarł”. Historycy do dziś głowią się nad pytaniem, dlaczego Chrobry tak długo zwlekał z koronacją? Starania zaczął przecież niemal na początku swojego panowania. Rok 1000 i słynny Zjazd Gnieźnieński stanowił w nich przełom. Korona była na wyciągnięcie ręki, a jej odsunięcie spowodowała z całą pewnością przedwczesna śmierć cesarza Ottona III (zm. 1002 rok) i papieża Sylwestra II (zm. 1003 r. ), którzy byli polskiemu władcy niezwykle przychylni. Następca Ottona, wspomniany cesarz Henryk II, był Bolesława zaciętym wrogiem i na jego wyniesienie nigdy by się nie zgodził, szczególnie, że książę polański zamiast ugiąć karku, prowadził z nim długoletnią wojnę. Dopiero więc śmierć cesarza w 1024 roku i dokonana w tym samym czasie zmiana na tronie papieskim przyniosła sposobną chwilę. Jak podsumowuje Jasienica, zanim się zmącone stosunki polityczne na nowo wyklarowały, Polska miała już koronowanego króla.
To musiało być Gniezno
Gdzie koronacja się odbyła? Tego również żadne źródło nie podaje. Większość historyków wskazuje jednak na Gniezno jako miejsce o niezaprzeczalnym znaczeniu politycznym i duchowym. „W przypadku Chrobrego trzeba się liczyć, że Gniezno było miejscem na wyniesienie władcy. Przy szczątkach świętego Wojciecha, które dodatkowo sakralizowały katedrę gnieźnieńską, więc myślę, że to tam właśnie ta ceremonia się odbyła, na pewno z wielką pompą” – przyznała w niedawnym wywiadzie dla kultura.poznan.pl poznańska archeolog prof. Hanna Kóčka-Krenz. Ciało św. Wojciecha pochowano w Gnieźnie w 997 roku. Sprowadził je sam Bolesław Chrobry po tym, jak biskup praski zginął męczeńską śmiercią podczas misyjnej wyprawy do kraju Prusów. W 1000 roku do jego grobu pielgrzymował cesarz Otton III, co historia zapamiętała jako słynny Zjazd Gnieźnieński. Roli Gniezna z górującym nad nim kościołem arcybiskupim, który skrywał grób pierwszego polskiego świętego, choć z pochodzenia Czecha, nie da się więc zakwestionować. Co prawda w 1018 roku katedra gnieźnieńska spłonęła, jednak siedem lat to wystarczająco dużo czasu, by świątynię odbudować, szczególnie jeśli dysponuje się odpowiednimi środkami, a Bolesław Chrobry takowe z całą pewnością posiadał po zwycięskiej wyprawie kijowskiej (1018 r.). Źródła nie wspominają też imienia koronatora, niemniej i w tym przypadku historycy są dość zgodni, twierdząc że powinien nim być arcybiskup metropolita gnieźnieński jako najwyższy rangą dostojnik kościelny w Polsce. W 1025 roku urząd ten sprawował nieznany bliżej Hipolit, o którym Jan Długosz napisał, że był szlachetnie urodzonym Rzymianinem, sugerując się zapewne błędnie osobą św. Hipolita Rzymskiego, którego kult był w średniowieczu powszechny. Profesor Jerzy Strzelczyk uważa, że jeśli Hipolit jest postacią historyczną, to był on zapewne następcą pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego Radzyma Gaudentego, brata przyrodniego i świadka śmierci św. Wojciecha (Gniezno miasto królów, 2012).
Król – Boży pomazaniec
Koronacja królewska była czymś więcej niż tylko wyniesieniem Bolesława Chrobrego nad ogół społeczeństwa. Zwierzchność taką miał od dawna i nikt jej nie kwestionował. Korona poprzedzona namaszczeniem legitymizowała tą władzę jako daną od Boga. Jak tłumaczył prof. Tomasz Jasiński podczas marcowych wykładów jubileuszowych w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej, książę był obieralny, a jego władza pochodziła od ludzi. Król był namaszczony przez Boga. Był Bożym pomazańcem, a jego władza była darem Boga. Sam obrzęd koronacji był więc aktem liturgicznym składającym się z szeregu działań rytualnych i musiał odbywać się w przestrzeni sakralnej, zwykle w kościele katedralnym – świątyni arcybiskupa metropolity. Jak wyglądała koronacja Bolesława Chrobrego możemy się jedynie domyślać. Pewne wyobrażenia dają zapisy kronikarskie podobnych uroczystości i księgi liturgiczne, w których obrzędy koronacji opisane są niejako krok po kroku. Z całą pewnością podczas liturgii wybrzmiewały podniosłe antyfony, przyrzeczenia władcy i aklamacje składane przez zebrany lud. Kulminacyjnym elementem rytu było namaszczenie świętym olejem, poprzedzone modlitwą konsekracyjną. Następnie królowi wręczano regalia. Pierścień otrzymywał, aby pamiętać o zobowiązaniach podjętych wobec ludu i Kościoła. Miecz i berło dla wykonywania dzieł wiary, sprawiedliwości i dobroci. Wreszcie na głowę monarchy arcybiskup nakładał koronę – symbol majestatu króla. Po jej nałożeniu monarcha był prowadzony do tronu, otrzymywał pocałunek pokoju od arcybiskupa, a lud i wszyscy zebrani składali mu homagium czyli hołd symbolizujący oddanie się jego władzy. I znów możemy sobie jedynie imaginować, jak przebiegało to podczas koronacji Bolesława Chrobrego i jak wyglądały wręczone mu regalia.
Zapomniana Emnilda
Bolesław Chrobry zmarł w wieku 58 lat. Wspomniane w ruskich kronikach wzmianki o jego tuszy wskazują, że być może cierpiał na cukrzycę. Był władcą mądrym, roztropnym i nieugiętym. Staropolski przydomek chrobry znaczy dzielny, mężny. Już wcześniej wskazał następcę. Miał nim być Mieszko II Lambert, którego koronacja odbyła się w tym samym 1025 roku, prawdopodobnie na Boże Narodzenie, również w katedrze gnieźnieńskiej. Mieszko nie powtórzył sukcesów ojca i dziadka, po którym otrzymał imię. Dlaczego? To już temat na osobny artykuł. Słowo należy się jednak jego matce i trzeciej, ukochanej żonie Bolesława Chrobrego Emnildzie, która koronacji nie doczekała, umierając w 1017 roku lub wcześniej. Podobno miała wielki wpływ na męża i niewykluczone, że także na sprawy państwowe, a mimo to nieprzychylni w takich razach kronikarze nie szczędzili jej słów uznania i pochwały. Gal Anonim nie wymieniając imienia, najprawdopodobniej o niej pisał, że: „Nieraz bowiem żona jego, [tj. Bolesława Chrobrego] królowa, kobieta mądra i roztropna, wielu wydanych na śmierć za przestępstwo wyrwała z rąk pachołków, ocaliła od bezpośredniego niebezpieczeństwa śmierci i w więzieniu, pod strażą zachowywała ich miłosiernie przy życiu, niekiedy bez wiedzy króla, a kiedy indziej za jego milczącą zgodą”. A niechętny Bolesławowi Thietmar Merseburga zanotował: „Trzecią (żoną) [Bolesława] była Emnilda, córa czcigodnego księcia Dobromira, która – Chrystusowi wierna – niestateczny umysł swego męża ku dobremu zawsze kierowała i nie ustawała w zabiegach, by przez wielką szczodrobliwość w jałmużnach i umartwienia odpokutować za grzechy ich obojga”. Emnilda wraz z Bolesławem przez kilkadziesiąt lat umacniali wspólnie dynastię Piastów, której początki giną w mrokach dziejów, a która rządziła w Polsce do XIV wieku.