Ćwierć wieku na misjach
O pracy misyjnej napisał kiedyś, że to nie tylko odprawianie Mszy św., ale i praca z ludźmi, często fizyczna. Dlatego ważne jest, aby nie bać się zajęć, które dawniej były człowiekowi obce. Ks. Andrzej Rogowicz dziękował 28 maja w Łobżenicy za ćwierćwiecze pracy na misjach – konkretnie w Argentynie.
Jak to się stało, że został misjonarzem? Na pytanie to ks. Rogowicz odpowiedział kiedyś w czasopiśmie „Misje dzisiaj”. Jak przyznał, już w szkole podstawowej szczególną estymą darzył geografię. To co dalekie, nieznane, niedostępne interesowało go szczególnie. Gdy przyszło do wyboru drogi życiowej był zdecydowany – seminarium misyjne w Górce Klasztornej. Od jednego z kapłanów usłyszał wówczas: w Polsce brakuje tylu kapłanów, a ty chcesz jechać na misje? Wybrał więc seminarium diecezjalne w Gnieźnie. W 1985 r. ks. Rogowicz przyjął święcenia kapłańskie i rozpoczął posługę wikariusza kolejno w Nakle, Toruniu, Bydgoszczy i Pobiedziskach. Archidiecezja gnieźnieńska była wówczas dużo większa niż obecnie. Myśl o dalekich krajach jednak go nie opuszczała. Po siedmiu latach, gdy nadarzyła się możliwość wyjazdu, podjął decyzję. „Wszystko dokonało się tak szybko, że nawet nie miałem czasu na pożegnanie się z parafią. Dzisiaj rozumiem, że takie były plany Boże. Rozstanie było mniej bolesne, bez łez i słów, do zobaczenia za rok, a może za lata”.
O Argentynie ks. Rogowicz mówi, że to kraj maty i asada. Co to jest el mate? To herbata z ziół, którą piją prawie wszyscy, z jednej rurki, przy śniadaniu i po południu, na podwieczorek. „Dla nas wydaje się to czymś nienaturalnym zaprosić nieznajomych do stołu i razem delektować się napojem, w tym jednak tkwi cały sekret argentyńskiej gościnności” – przyznaje misjonarz. A ludzie? „Otwarci, serdeczni, z natury weseli, lubią śpiewać i tańczyć. Wieczorem, gdy słońce zajdzie, zbierają się, aby spożywać asado – pieczone na rożnie mięso, przeważnie wołowe, które popijają winem. Każde takie spotkanie jest okazją do rozmów, dyskusji i czasami długich gawęd”.
Ks. Andrzej Rogowicz pracuje w kraju maty i asada już 25 lat. Jak przyznaje, praca misyjna to nie tylko odprawianie Mszy św. To także praca z ludźmi, często fizyczna. Trzeba znać się po trosze na wszystkim – murarce, gotowaniu, księgowości, a jeśli się czegoś nie umie, trzeba się tego nauczyć. Wszystko to jednak daje ogromną satysfakcję i poczucie, że służba na misjach to wielki Boży dar. Posługa ta – jak podkreślił w liście z życzeniami Prymas Polski abp Wojciech Polak – wpisuje się także w misyjne dziedzictwo św. Wojciecha, którego szczególnym spadkobiercą jest archidiecezja gnieźnieńska. „Dzięki Księdza oddanej pracy, jak i innych ponad sześćdziesięciu misjonarzy diecezjalnych i zakonnych, nasza archidiecezja wypełnia wezwanie, by iść i głosić całemu światu Chrystusa” – napisał metropolita gnieźnieński.
BK
Fot. Arch. ks. F. Jabłoński