Dobrze pamiętać
W tym roku przypada setna rocznica urodzin Urbana Thelena – człowieka, katolika, Niemca, żołnierza Wehrmachtu, który w czasie II wojny światowej uratował relikwie św. Wojciecha. Choć trudno w to uwierzyć, przez blisko 40 lat nikt o tym nie wiedział. Wydało się przez przypadek.
Urban Thelen urodził się w Nadrenii. W 1939 r. miał 24 lata. Przed wojną wcielono go do Arbeitsdienst – paramilitarnej organizacji młodzieżowej. Później dostał powołanie do Wehrmachtu. Przeszedł przeszkolenie do pracy w wojskowych komisjach i urzędach poborowych. Gdy w pierwszym roku okupacji hitlerowcy organizowali na terenie Polski sieć Wojskowych Komend i Urzędów Meldunkowych, został skierowany do Inowrocławia. Tam poznał niemieckiego kapłana ks. Paula Mattauscha. Jemu również zlecono specjalną służbę. Miał sprawować opiekę duszpasterską nad przesiedlonymi na te tereny niemieckimi katolikami. Zaprzyjaźnili się. Któregoś dnia ks. Mattausch poprosił Urbana o przysługę –przewiezienie tajnej poczty metropolity wrocławskiego kard. Adolfa Bertrama do wikariusza generalnego archidiecezji gnieźnieńskie ks. kan. Edwarda van Blericqa. Zgodził się. Podobnych kursów wykonał jeszcze wiele. Wspólnie z przyjacielem pomagał też polskim rodzinom, przekazując im żywność i artykuły pierwszej potrzeby. Miał znajomości. Z racji pełnionych obowiązków znał wpływowych urzędników państwowych i mógł niemal bez ograniczeń poruszać się po okupowanym terenie.
Misja specjalna
Na początku 1939 r. w archidiecezji gnieźnieńskiej pracowało ponad 300 kapłanów. Trzy lata później było ich już tylko 36. Wielu straciło życie w obozach koncentracyjnych, wielu hitlerowcy wysłali na roboty. Kościoły grabiono, dewastowano i zamykano. Wierni nie mogli śpiewać pieśni w języku polskim, a duchowni głosić kazań. Dzielono cmentarze, wyznaczając specjalne sektory z osobnym wejściem dla Niemców. Polacy mogli uczestniczyć w Mszy św. tylko w określone dni. Urban Thelen otrzymał od kard. Adolfa Bertrama specjalne pełnomocnictwo, na mocy którego zabierał z kościołów Najświętszy Sakrament, ratując go w ten sposób przed profanacją. Podczas jednej z takich akcji musiał zabrać z plebanii klucz do zamkniętego kościoła. Przerażona gospodyni bez przerwy pytała, czy jest księdzem. Nie znał polskiego. Pokazał stanowczo na kościół, a później, już w środku, na tabernakulum, dając kobiecie do zrozumienia, że również potrzebuje klucza. Oddała go z płaczem, ciągle pytając, czy jest księdzem. Podszedł do ołtarza, przyklęknął, wyjął korporał i otworzył tabernakulum. Wsypał konsekrowane hostie do korporału i schował go za pazuchą. Kobieta już nie płakała, ciągle jednak powtarzała: ksiądz, ksiądz, ksiądz!
Rodzina Michalskich, tych od biskupa
Kiedyś u ks. Paula Mattauscha spotkał młodego Polaka – wówczas proboszcza parafii pw. św. Mikołaja w Inowrocławiu. Nazywał się Jan Michalski. Był kapłanem i podobnie jak wielu pozostałych przy życiu polskich duchownych, ukrywał przed hitlerowcami. Po krótkiej rozmowie ks. Matausz zapytał, czy nie dałoby się wyrobić dla ks. Michalskiego dokumentów, które umożliwiłyby mu wyjazd do Generalnej Guberni. Urban Thelen obiecał, że zrobi, co w jego mocy. Po dwóch tygodniach ks. Jan Michalski (przyszły biskup pomocniczy archidiecezji gnieźnieńskiej) otrzymał z inowrocławskiego Urzędu Pracy zaświadczenie, wedle którego był z zawodu młynarzem i jako pomocnik młynarza miał pracować w Generalnej Guberni. Nigdy się już więcej nie spotkali. Urban Thelen spotkał natomiast jego siostrę – Marię Magdalenę, dla której w czasie wojny załatwił ,,Kenkartę” poświadczającą, iż pracuje jako Haushelterin (gosposia) na plebanii ks. Matausza. Wspominając to przed kilku laty powiedziała: ,,Dopiero po wielu latach dowiedziałam się, że ten dokument zawdzięczałam Urbanowi Thelenowi (…) Jestem mu wdzięczna do dziś dnia, bo nawet nie wiem, czy przeżyłabym te przymusowe roboty.”
Relikwie w pociągu
Któregoś lipcowego dnia 1941 r. w inowrocławskim biurze Urbana Thelena zadzwonił telefon. – Urban! Błagam cię, wpadnij do mnie jak najszybciej – prosił zdenerwowany ks. Mattausch. Chodziło o relikwie św. Wojciecha. Ukrywał je ks. Edward van Blericq. W katedrze, ogołoconej ze wszystkich cennych rzeczy, hitlerowcy urządzili salę koncertową, ogłaszając ją zabytkiem architektury germańskiej. Srebrna trumienka zdeponowana została w skarbcu Banku Polskiego. Pamiętnego lipca 1941 r. Gestapo postawiło ks. Blericqowi ultimatum: albo opuści Gniezno i wyjedzie do Inowrocławia albo trafi do obozu koncentracyjnego. Wybrał Inowrocław. Przedtem jednak postanowił zrobić wszystko, by uratować relikwie św. Wojciecha. Poprosił o pomoc ks. Mattauscha, a ten zwrócił się do Urbana Thelena, który niezwłocznie przyjechał do Gniezna. Pociągiem. Po latach w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego” wspominał: „(…) tego dnia nie miałem do dyspozycji samochodu służbowego. Wpadłem tylko na chwilę do biura, by w Raporcie wyjazdów odnotować, że jadę do Gniezna w celu przeprowadzenia kontroli uzupełnienia wojskowego. Byłem na służbie. Nie mogłem ot tak opuścić Inowrocławia. Gdy dotarłem na miejsce, od razu udałem się do ks. kan. van Blericqa. Czekał na mnie. Był bardzo zdenerwowany. Drżącymi dłońmi podał mi niewielką opieczętowaną skrzyneczkę z drewna, w której znajdowały się relikwie św. Wojciecha. Ratuj je – powtarzał. Nie bardzo wiedziałem jak. W końcu włożyliśmy skrzyneczkę do drewnianego pudła, zawinęliśmy je w szary papier i całość obwiązaliśmy sznurkiem. Z takim pakunkiem ruszyłem na dworzec. Pociąg był strasznie zatłoczony. Trudno uwierzyć, ale znalazłem pusty przedział – tak jakby na mnie czekał. Nikt nie próbował nawet do niego wejść. Pamiętam, że pomyślałem wówczas: oto święty Wojciech jedzie w żołniersko-niemieckim konwoju koleją”.
Kto by uwierzył
Po przyjeździe do Inowrocławia Urban Thelen oddał relikwie ks. Mattauschowi, a ten ukrył je w swoim mieszkaniu, za arrasem. Później opowiadał Urbanowi, że tuż po jego wyjściu wpadło Gestapo i przeszukało cały dom. Za arras nie zajrzeli. Bojąc się powtórki, kapłan zabrał zawiniątko z relikwiami do kościoła św. Mikołaja, gdzie był proboszczem i zamurował pod posadzką zakrystii. Tam przetrwały wojnę. Wiele lat później pytany, dlaczego pomagał Polakom, Urban Thelen odpowiedział bez fałszywej skromności, że będąc katolikiem i człowiekiem traktował to jako swój obowiązek. Czy się bał? Nie. Był podoficerem niemieckim i przy zachowaniu odrobiny ostrożności Gestapo niewiele mogło mu zrobić. Dlaczego tak długo milczał? Bo nikt by mu nie uwierzył. Poza tym nie uważał, że zrobił coś wyjątkowego.
Wydało się przez sprostowanie
Wojenna historia ocalenia relikwii św. Wojciecha ujrzała światło dzienne dopiero po blisko 40 latach. Urban Thelen przeczytał artykuł, w którym niemiecki dziennikarz wyraził zdumienie, że Gniezno, małe miasto w Polsce z pustym relikwiarzem św. Wojciecha, pretenduje do miana europejskiej stolicy kultu męczennika. Postanowił napisać sprostowanie do gazety. Publikacja stała się głośna. W 1997 r. były żołnierz Wehrmachtu został zaproszony do Gniezna na uroczystości milenium śmierci św. Wojciecha. Usłyszał wówczas od papieża Jana Pawła II, że czynem swoim wyświadczył Kościołowi w Polsce niezwykłą przysługę. Ks. Paul Mattausch przeżył wojnę. Po wyzwoleniu pozostał w Polsce i zmienił nazwisko na Paweł Matausz. Ks. kan. Edward van Blericq również doczekał końca wojny. W dowód uznania zasług położonych w czasie okupacji otrzymał z Rzymu godność prałata oraz został mianowany protonotariuszem apostolskim. Zmarł 4 lutego 1946 r. w Gnieźnie. Urban Thelen po wojnie wrócił do rodzinnego Winden k. Akwizgranu. Ukończył Wyższą Szkołę Muzyczną i pracował jako organista oraz kierownik chóru kościelnego. Kilkakrotnie gościł w Gnieźnie. W 2004 r. otrzymał od abp. Henryka Muszyńskiego medal Zasłużony dla Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Jego historię opisuje Arno Giese w książce Kurier Kardynała. Zmarł 15 lipca 2008 r. w wieku 93 lat.
Bernadeta Kruszyk
Fot. fotopolska.eu
„Kurier Kardynała”
B. Kruszyk