Dzień Dziecka Utraconego
W środę 14 października, z okazji Dnia Dziecka Utraconego, w katedrze gnieźnieńskiej odprawiona zostanie Msza św. dla rodziców, którzy doświadczyli śmierci dziecka. Przed Eucharystią Różaniec. Zapraszamy do włączenia się w modlitwę.
Księga Dzieci Utraconych powstała niedawno, w 2017 roku, a wpisało się do niej kilkadziesiąt osób, które choćby w ten sposób chcą zostawić ślad po swoim dziecku: dziecku, które umarło, zanim się urodziło. Dzień Dziecka Utraconego dla wielu osób nie znaczy nic, jest tylko teorią. Dla rodziców to dzień, w którym potrzebują pamiętać. Często nawet najbliższe otoczenie nie wie, że kiedyś byli rodzicami albo że mają więcej dzieci niż te, które właśnie odrabiają lekcje.
Zostaje płacz
– Nasza córka zmarła w 2008 roku – mówi Teresa Niewiadomska, diecezjalna doradczyni życia małżeńskiego i rodzinnego z Gniezna. – W porównaniu z innymi rodzicami, którzy stracili swoje dzieci mieliśmy to szczęście, że zmarła tuż przed porodem, nie było więc wątpliwości, że to jest dziecko, że można mu nadać imię i normalnie pochować. Choć to wszystko, co się działo w szpitalu…
Nie wiedziałam, że ona umrze. Termin porodu miałam na 1 czerwca. Dzień wcześniej byłam u lekarza, usłyszałam, że wszystko jest dobrze, czekamy. Termin porodu minął, a ja czułam się dziwnie: niby czułam ruchy dziecka, niby ich nie czułam. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki ginekolog, a ona kazała mi jechać do szpitala. Izba przyjęć, KTG, pielęgniarki biegające z coraz to innym sprzętem i coraz bardziej zdenerwowane – nikt nic nie mówi, ale widzisz, że coś jest nie tak. Potem USG, pani doktor mnie bada, za chwilę woła następnego lekarza. Potem zostaje już tylko płacz.
W domu było pusto
– Przyszedł lekarz, poinformował mnie formalnie, że płód jest martwy i że muszę teraz urodzić. Że najlepiej będzie urodzić go siłami natury, bo wtedy będę mniej cierpieć. Miałam szczęście, że był przy mnie mój mąż, że przeszliśmy przez to razem. Byliśmy krótko po ślubie, cieszyliśmy się, że będziemy mieli dziecko, w domu czekały ubranka, wózek, łóżeczko. Wychodząc z domu wierzyliśmy, że wrócimy do domu z córką. Tymczasem położyli mnie na porodówce, zwiększyli dawkę oksytocyny, żeby przyspieszyć skurcze. I przyszedł ten moment, i wiedziałam, że nie urodzę już żywego dziecka. Najpierw mi je pokazali, ale nie pozwolili dotknąć, zawinęli w ligninę i powiedzieli, że jeśli chcemy, to możemy potem iść do prosektorium je ubrać. Położyli mnie na ginekologii, gdzie było pełno kobiet w ciąży i nie było ani psychologa, ani księdza, ani nikogo, kto by w tym pomógł. Dali tylko tabletki na zatrzymanie pokarmu i powiedzieli, że wszystko będzie dobrze. Potem wróciliśmy do domu, w którym było pusto.
Będziecie mieli dzieci
– Ludzie mówili: „Jeszcze będziecie mieli dzieci!”. Ginekolog też powtarzała, że jeszcze będę rodzić, mam się nie martwić. Ktoś mówił: „Lepiej tak, niż by się miała urodzić jako roślinka”. A ty w tym momencie myślisz, że nawet ta „roślinka” by cię uszczęśliwiła. Następna ciąża wiązała się z lękiem, czy aby znów coś się nie stanie. Jeszcze przed terminem biegłam do lekarza, żeby już być w szpitalu, na wszelki wypadek. Na szczęście mamy kolejne dzieci, ale po drodze była jeszcze jedna ciąża, pozamaciczna. Nie wiemy, kim było to dziecko, nie znamy jego płci. Kiedy masz grób, łatwiej poczuć spokój. Ludzie po poronieniu, zwłaszcza takim wczesnym nie wiedzą, kim było to dziecko. To jest bardzo trudne. Moje dzieci wiedzą, że mają jeszcze rodzeństwo. Pytają czasem: ale kto to był? Odpowiadam, że nie wiem, że mam tylko przeczucie, że to był chłopak, Wojtuś. I potem kiedy rysują obrazki na Wszystkich Świętych mamy problem – bo nie wiemy. Kiedy opowiadają o swoim rodzeństwie, to mówią, że jedna siostra nie żyje, a drugie też jest w niebie, ale nic o nim nie wiadomo. Małą łatwość mówienia nie tym, nie udajemy, że tamtych dzieci nie było. Czasem same nas poprawiają, że nie jest ich czworo, tylko sześcioro. Kiedy mają trudny czas mówimy, że tamte są w niebie, że mogą pomóc. Mam nadzieję, że choć teraz nie wiemy, kto to był, kiedyś w niebie się rozpoznamy.
Żyć bez poczucia winy
– Kobiety często mają poczucie winy po poronieniu – mówi Teresa Niewiadomska. – Zastanawiają się, czy czegoś nie przeoczyły, nie zaniedbały, czy to, co się stało, nie jest ich winą. Na szczęście nie miałam takich dylematów, nikt w rodzinie również w ten sposób nie patrzył na to, co się stało. To było dla mnie bardzo ważne. Ważna też była dla mnie książka „Od poczwarki do motyla. Jak przezwyciężyć ból śmierci i żałobę”. Dostałam ją i ona pomogła mi przejść przez tę żałobę, a nie trwać w niej latami. Pracuję w duszpasterstwie rodzin i potrafię dziś myśleć, że dostałam to wszystko po to, żeby być wiarygodną. Mogę powiedzieć księżom, co jest ważne, a czego lepiej nie mówić rodzicom po stracie – i że pocieszenie „będziecie mieli więcej dzieci” ciśnie się wprawdzie na usta, ale lepiej tego nie mówić.
Od moich doświadczeń minęło już kilka lat i sporo się zmieniło. Powstały hospicja perinatalne, które przygotowują rodziców na pożegnanie z dzieckiem i pozwalają im naprawdę i bez presji się z nim pożegnać. Prowadzone są również w Gnieźnie rekolekcje dla rodziców po stracie dziecka. Nie wiem, na ile zmieniło się myślenie księży. Nadal wiele osób nie przyznaje się do tego, że przeżyło poronienie – a przecież tych poronień jest bardzo dużo. Do dziś nie doczekaliśmy się w Gnieźnie Grobu Dziecka Utraconego, nie ma pogrzebów Dzieci Utraconych. Takie miejsce i takie wydarzenie jest bardzo potrzebne i szkoda, że ich nie ma.
Monika Białkowska „Przewodnik Katolicki”
Pochówek dzieci nienarodzonych
Alicja Górska: Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem (Rozporządzenie Ministra Zdrowia z grudnia 2006 roku) zwłokami ludzkimi są również ciała dzieci martwo urodzonych, bez względu na czas trwania ciąży. Zgodnie z art. 10 ust. 1 ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych, prawo pochowania zwłok ludzkich ma najbliższa rodzina osoby zmarłej lub każdy, kto się do tego dobrowolnie zobowiąże. W przypadku, gdy rodzice z różnych powodów zrzekają się prawa do pochówku, obowiązek organizacji pogrzebu spada na gminę, gdzie doszło do zgonu dziecka (art. 10 ust. 3). Oznacza to gminę, gdzie znajduje się szpital z oddziałem ginekologiczno-położniczym, niezależnie od zameldowania rodziców dziecka. Nadal wiele gmin w Polsce nie ma stosownych uchwał, regulujących procedury pochówku ciał dzieci martwo urodzonych, mimo, że jest to ich obowiązek. Radni miejscy powinni więc zgłosić wniosek o przygotowanie stosownej uchwały bądź o dokonanie zmian w obowiązujących do tej pory przepisach w sprawie zasad sprawiania pogrzebu przez daną gminę.
W uchwale powinny pojawić się zapisy, dotyczące przewozu zwłok do kremacji, kremacji zbiorowej, zakupu urny i pochowania jej w grobowcu do tego przystosowanym, obsługi pogrzebu i zakupu wiązanki kwiatów. W uchwale tej określa się jak często takie pogrzeby powinny być sprawowane – to zależy od odnotowywanej rocznie w danym szpitalu ilości poronień i martwych urodzeń oraz ciał pozostawianych w szpitalu. Najczęściej organizowane są dwa razy w roku, po otrzymaniu przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie zgłoszenia ze szpitala. Do tego czasu ciała tych dzieci przechowywane są w zakładzie patomorfologii danego szpitala lub w miejskim zakładzie pogrzebowym, gdy szpital nie dysponuje zakładem.
Procedury szpitalne dotyczące zasad postępowania ze zwłokami dzieci martwo urodzonych wprowadza dyrekcja szpitala. Informacje o pogrzebie zamieszczane powinny być w gablotach na cmentarzu, przy parafiach, na stronie MOPR czy administracji cmentarza. Pogrzeby te mają charakter ekumeniczny. Koszty organizacji pogrzebu pokrywa gmina. W tych gminach, gdzie takich procedur nie ma, można domniemać, że ciała dzieci martwo urodzonych spopielane są przez szpitale w przyszpitalnych spalarniach i traktowane na równi jak odpady medyczne. Jest to niezgodne z obowiązującymi w Polsce przepisami.