
Inowrocław: relikwie bł. Hanny Chrzanowskiej w szpitalu
W sobotę 28 kwietnia w kaplicy Wielospecjalistycznego Szpitala im. dr. Ludwika Błażka w Inowrocławiu miała miejsce uroczysta Msza św. z wprowadzeniem relikwii bł. Hanny Chrzanowskiej. Eucharystii przewodniczył ks. Jan Maćkowiak, wicedziekan dekanatu inowrocławskiego I.
Było to ważne wydarzenie dla całej społeczności szpitala, zwłaszcza dla pielęgniarek, pielęgniarzy i położnych, dla których bł. Hanna Chrzanowska jest wzorem i autorytetem. „Potrafiła zgromadzić wokół siebie wielu wolontariuszy i współpracowników, aby szli do chorych” – przypomniał ks. Maćkowiak dodając, że z ich pomocą organizowała dla podopiecznych rekolekcje wyjazdowe, które przywracały radość i dodawały sił do niesienia codziennego krzyża. „Dzień w dzień niosła nie tylko pomoc, opiekę, ale też ciepło i nadzieję. Była jak rodzona siostra, odnajdując w miłości bliźniego drogę do Boga. Niech bł. Hanna wspomaga nas swoją siłą i będzie przykładem radości, ale też spełnienia misji” – mówił wicedziekan inowrocławski.
Cioteczka – tak na nią mówili chorzy. Ona o sobie pisała, że jest posługaczką i pośredniczką od wszystkiego. Hanna Chrzanowska – błogosławiona pielęgniarka. Urodziła się w 1902 roku w Warszawie. Oboje rodzice – jak zapisała w pamiętnikach – byli niewierzący. Dziadkowie należeli do najzamożniejszych ludzi w stolicy. Ciotka zbudowała szpital. To właśnie ona zaszczepiła w dziewczynce miłość do pielęgniarstwa. Jako osiemnastolatka Hanna zgłosiła się na kurs organizowany przez amerykański Czerwony Krzyż. Już wtedy wiedziała, że służba chorym będzie jej życiową misją. Wtedy też, ucząc się podstawowych czynności pielęgnacyjnych, pojęła, że należy pracować tak, aby chory nie czuł pośpiechu. „Wbito mi w głowę, że odleżyna to hańba dla pielęgniarki, zapoznano z tajnikami toalety porannej, wieczornej i kąpieli w łóżku (…) Niektóre zabiegi wykonywałam potem w domu na mojej matce, cierpliwej jak zawsze wobec moich pomysłów i na pewno zadowolonej, że mnie ta praca «bierze»” – wspominała.
Nigdy nie wyszła za mąż. Z właściwym sobie humorem i dystansem opowiadała o proroczym zmartwieniu swojej niani. „Wycierałam kurz z wiszącej lampy w pokoju brata. Klosz spadł mi na rękę, przeciął dwa palce lewej ręki. Wskazującego nie mogłam rozprostować – z przeciętym ścięgnem sterczał sztywno (…) ścięgno zostało zszyte, ale – palec pozostał na zawsze krzywy, zgięty… Moja niania biadała: i jak to Hanusia wyjdzie za mąż z takim palcem. Prorocze słowa: przeszkoda małżeńska okazała się istotnie niezwalczona” – pisała, przyznając dalej, że właśnie wtedy, „cierpiąc srodze z bólu i po narkozie”, poznała, jak to jest u innych. I to było bardzo dobrze.
W czasie wojny Hanna straciła ojca i brata. Ojca w obozie, brata w Katyniu. Sama pomagała przesiedleńcom i uchodźcom. Jednym z jej zadań było poszukiwanie rodzin dla żydowskich sierot. Pielęgniarstwo doprowadziło ją do Boga. Wciąż się uczyła, m.in. na zagranicznych stypendiach, a potem sama uczyła innych. Była prekursorką pielęgniarstwa domowego i parafialnego. W tym ostatnim o pomoc prosiła m.in. Karola Wojtyłę. Tak wspominała ich pierwsze spotkanie: „Spóźnił się. Czekałyśmy w jego dość dużym i dość zagraconym pokoju, w którymś z księżowskich domów na Kanoniczej. Rozmowa była krótka. We mnie się paliło: musisz dopomóc! Słuchał z tym swoim dowcipnym uśmiechem, jakby lekko drwiącym. Nie wiedziałam jeszcze, że mam przed sobą najwspanialszego słuchacza wszelkich spraw. (…) Nie mogę określić inaczej mojego uczucia jak: wściekła pasja. Niechby odmówił! Niechby nie pojął! Przygotowałam w sobie na ten wypadek mnóstwo strzał – zamieniłam się cała w kołczan”. Niepotrzebnie. „Wujek” pomógł od razu.
Chorym poświęciła całe swoje życie. Opiekowała się nimi w szpitalu i w domach, często w skrajnie trudnych warunkach. Nie obiecywała cudów, nie litowała się, ale i nie wywyższała. Z empatią, optymizmem i zdrowym rozsądkiem – była dla nich siostrą. Jako dojrzała kobieta pisała: „Długie lata byłam instruktorką, dyrektorką. Kierowałam, rządziłam, egzaminowałam. Co za radość na stare lata dorwać się do chorych: myć, szorować, otrząsać pchły. Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako «drabiny do nieba». Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych”.
Hanna Chrzanowska zmarła 29 kwietnia 1973 roku na raka. Jej beatyfikacja odbyła się 28 kwietnia 2018 roku.