Łatwo oceniać, trudniej zrozumieć

„Bezdomność ma wiele odcieni i czasem naprawdę trudno wskazywać, co się zadziało i w jakim momencie, że los człowieka tak się potoczył” – mówi Wiesława Paszkiewicz, prezes Towarzystwa im. św. Brata Alberta w Inowrocławiu, które prowadzi w tym mieście schronisko dla osób bezdomnych, sezonową ogrzewalnię oraz Bank Żywności. 

Marcin Królak: Jaka jest definicja bezdomności?

Wiesława Paszkiewicz: Osoba bezdomna to taka, która czasowo bądź trwale nie jest w stanie zapewnić sobie schronienia spełniającego minimalne warunki mieszkaniowe. Jest to oczywiście bardzo ogólna definicja. Uszczegóławiając ją możemy wyodrębnić bezdomność instytucjonalną oraz pozainstytucjonalną. Do pierwszej zaliczamy osoby pozostające pod opieką placówek dla osób bezdomnych. Zalicza się do nich także inowrocławskie schronisko dla osób bezdomnych, prowadzone przez miejscowe Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. Bezdomność pozainstytucjonalna, nazywana też uliczną, obejmuje ludzi, którzy przebywają w przestrzeni publicznej: w parkach, na dworcach, działkach, pustostanach, w innych miejscach.

Jakie są najczęstsze przyczyny bezdomności?

– Bezdomność to proces, u którego podstaw leży wiele przyczyn. Dochodzi do niego na skutek uzależnień, rozpadu rodziny, zerwania więzi społecznych, ubóstwa, bezrobocia, niejednokrotnie chorób np. zaburzeń osobowości. Niebagatelne znaczenie mają problemy finansowe czy mieszkaniowe, zadłużenie. Bywa, że bezdomność jest skutkiem eksmisji.

Czy te przyczyny nakładają się na siebie?

– Tak. Znamy wiele takich historii. Zaczynało się od nadużywania alkoholu, potem dochodziła utrata pracy, kłótnie i przemoc w rodzinie, konieczne było założenia niebieskiej karty i w końcu odseparowania agresora od rodziny. Dużym bagażem jest niestety dziedziczenie patologicznych wzorców rodzinnych, które utrudniają funkcjonowanie w środowisku zawodowym, rodzinie i społeczeństwie. Ale są i inne historie, gdzie początkiem kryzysu bezdomności była śmierć bliskiej osoby, osamotnienie, problemy zdrowotne, czasem bardzo niskie dochody. Niedawno mieliśmy taki smutny przypadek. Człowiek samotny pracował i pomieszkiwał u „znajomego”. Gdy zabrakło sił do pracy, „znajomy” z dnia na dzień go wyrzucił. Człowiek ten trafił do nas. Bezdomność ma wiele odcieni i przykłady można mnożyć. Czasem naprawdę trudno wskazywać, co się zadziało i w jakim momencie, że los człowieka tak się potoczył. Często zdarza się, że bezdomność dotyka ludzi bez ich winy. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych, schorowanych, mających problemy natury psychicznej czy otępiennej. Nie zawsze ma się kto nimi zająć, niekiedy stają się „ciężarem” dla swoich krewnych lub osób, z którymi zamieszkiwały. Śmierć osoby bliskiej, która pełniła rolę wspierającą, utrata dachu nad głową w wyniku pożaru lub innego zdarzenia losowego, nieporadność życiowa, wspomniane schorzenia otępienne, wszystko to prowadzi do samotności i izolacji, a w konsekwencji często także do bezdomności.

Jaką drogą osoby bezdomne trafiają do waszego ośrodka?

– Osoby pozostające w kryzysie bezdomności są kierowane poprzez ośrodki pomocy społecznej, na podstawie obowiązujących przepisów. Zdarza się, że w okresie jesienno-zimowym trafiają też  bezpośrednio z interwencji. Przeprowadzany jest wtedy wywiad i zostaje wydana decyzja o czasowym pobycie w placówce.

Iloma miejscami dysponujecie i jak pomagacie podopiecznym?

– Nasze schronisko posiada 68 miejsc. Obecnie mamy pod opieką 58 osób. Zapewniamy im dach nad głową, wyżywienie, pomoc socjalną w codziennym funkcjonowaniu jak choćby umówienie wizyty lekarskiej, czy wsparcie przy wypełnianiu dokumentów. Takie zwykłe, codzienne sprawy. Staramy się i dążymy do tego, aby nasze schronisko funkcjonowało jak dom. Każdy musi po części o niego zadbać, choćby o to, by był porządek. Mamy regulamin, do którego przestrzegania zobowiązują się wszyscy nasi podopieczni. Uczy on obowiązkowości i odpowiedzialności. Organizujemy też różnego rodzaju aktywizacje, m.in. zawodowe i społeczne, które mają pomóc wyjść z bezdomności i na nowo odnaleźć się w społeczeństwie. Podpowiadamy też, do jakiego urzędu pójść, o co zapytać, pomagamy w redagowaniu pism, wypełnianiu wniosków. Dla większości z nas to proste sprawy, dla osób bezdomnych jednak często kamienie milowe na drodze do normalnego życia.

Jak wielu waszych podopiecznych usamodzielnia się? Jak motywujecie ich do wyjścia z bezdomności?

– Pomiędzy 2018 a 2021 rokiem usamodzielniło się 19 osób. Naszym głównym narzędziem motywacji jest wzbudzenie w naszych podopiecznych poczucia obowiązku i zarazem tęsknoty za normalnym życiem. Na co dzień, ale zwłaszcza święta i czas około świąt jest takim momentem, gdzie przygotowania, udział wolontariuszy i wsparcie ks. prałata Leszka Kaczmarka wraz z wikariuszami jest wartością dodaną w motywacji mieszkańców schroniska. Nikogo nie pozostawiamy samemu sobie, każdego włączamy w życie naszego schroniska, nie pozwalamy na izolację, zamykanie się w czterech ścianach pokoju. To taki pierwszy krok – pokazać jak funkcjonuje dom, gdzie jadamy posiłki, że jest własne łóżko, jest ciepło, są pomieszczenia higieniczno-sanitarne, świetlica z telewizją. Chcemy stworzyć choćby namiastkę domowej atmosfery. Prowadzimy własną kuchnię, mamy ogród warzywny i sad owocowy. Nasi podopieczni są włączani w codzienną pracę, mają dyżury przy sprzątaniu i utrzymaniu porządku w całym schronisku. Staramy się też uwrażliwiać ich na potrzeby innych, zachęcać, by pomagali sobie nawzajem. Mamy dwóch panów na wózkach inwalidzkich, dla których każda, najmniejsza nawet pomoc, jest na wagę złota. Często trafiają do nas osoby, które bez specjalnej zachęty, same z siebie, angażują się i robią więcej. Był u nas kiedyś pan, który specjalizował się w uprawie buraczków i muszę przyznać, że świetnie mu to wychodziło. Teraz jeden z podopiecznych upodobał sobie dbanie o nasze trawniki. Takie osoby dają dobry przykład, pokazują, że można i warto.

Motywacja jest najważniejsza na początku wychodzenia z bezdomności. Co jest następne?

– Tak, motywacja jest najważniejsza, ale osoba bezdomna musi sama chcieć wyjść z bezdomności, zmienić swoje życie, podjąć pracę. Dopiero to daje szansę na prawdziwą niezależność. Aby pomóc naszym podopiecznym w znalezieniu zatrudnienia nasze stowarzyszenie współpracuje z inowrocławskim Powiatowym Urzędem Pracy. Dzięki temu mogą zostać zatrudnieni np. w ramach programu robót publicznych. Wspieramy ich też w poszukiwaniach pracy, podpowiadamy, gdzie iść, jak szukać w internecie. Praca i stały zarobek są kolejnym krokiem w kierunku usamodzielnienia się, zamieszkania w tzw. mieszkaniu treningowym czy starania się o mieszkanie socjalne. Mamy też przykłady osób, które z powodzeniem znalazły sobie mieszkanie same.

Chciałbym zapytać o rodziny osób bezdomnych. Jaką rolę odrywają relacje rodzinne?

– To bardzo delikatna kwestia. Jak wspomniałam na początku, te relacje są często zaburzone, a nawet zerwane, szczególnie jeśli w grę wchodził alkohol, przemoc. Mamy jednak przykłady, że można je odbudować. Jakiś czas temu był u nas pan, który trafił do naszego schroniska w wyniku uzależnienia od alkoholu i znęcania się nad rodziną. Kiedy jego zdrowie znacznie się pogorszyło, żona przyjechała i zabrała go do domu. Dzieci na początku trochę się sprzeciwiały, ale ona tłumaczyła im, że robi to właśnie dla nich. Pół roku później ten pan zmarł. Odchodził pogodzony z najbliższymi i to przyniosło tej rodzinie wewnętrzy spokój. Obserwujemy też, że kiedy wyjście z bezdomności okazuje się trwałe, relacje rodzinne zaczynają się odradzać, choć jest to proces powolny i bardzo indywidualny.

Czy wychodzenie z bezdomności zawsze wygląda tak samo? I jak jest z jego trwałością?  Czy dużo osób trafia do was ponownie?

– Każde wychodzenie z bezdomności to osobna historia, w której ogromną rolę odgrywa to, z jakiego powodu dana osoba straciła dach nad głową, w jakim jest stanie psychofizycznym. W przypadku alkoholu pomóc może terapia i leczenie, następnie podjęcie pracy. Inaczej jest w przypadku choroby czy niepełnosprawności, kiedy wychodzenie z bezdomności jest dużo trudniejsze. Często pojawia się problem z zatrudnieniem osób bezdomnych, niekiedy one same unikają zatrudnienia z powodu zobowiązań komorniczych jakie na nich ciążą. Jeśli chodzi o trwałość wyjścia z bezdomności to jest to również sprawa indywidualna. Część osób dobrze sobie radzi. Niestety są i tacy, którzy po jakimś czasie trafiają do nas ponownie, bo np. wrócili do nałogu, a przez to stracili też pracę. Jest też trzecia grupa osób, które trafiają do nas sezonowo, na zimę, a wiosną opuszczają nasze schronisko. Każdy człowiek to osobna historia, inny bagaż doświadczeń. Łatwo jest oceniać, trudniej zrozumieć, a najtrudniej przyjąć go z tym bagażem i pomóc.

Dziękuję bardzo za rozmowę
Marcin Królak „Przewodnik Katolicki”

12 listopada 2021