O uchodźcach, patriotyzmie i Europie

Drugi dzień XI Zjazdu Gnieźnieńskiego wypełniły dyskusje na kilka ważnych i rozbudzających emocje tematów. Dyskutowano m.in. o polityce migracyjnej, kryzysie uchodźczym, roli Polski w Europie oraz rozumieniu, definiowaniu i urzeczywistnianiu patriotyzmu.


Uchodźcy

W kwestii polityki uchodźczej panuje złożoność poglądów i informacji, bardzo często negatywnych, trzeba patrzeć szerzej, bo jest to problem globalny – mówił bp Krzysztof Zadarko na Zjeździe Gnieźnieńskim w dyskusji „Kryzys migracyjny – kryzys uchodźczy – kryzys solidarności?”. – Jeśli nie jesteśmy w stanie integrować tych ludzi, to lepiej ich nie przyjmujmy, bo robimy im krzywdę – argumentował z kolei ks. dr hab. Waldemar Cisło. – Jest w Polsce grupa 15 proc. katolików po prostu przeciwnych koncepcji przyjmowania uchodźców – mówiła z kolei Agnieszka Kosowicz. Moderator spotkania dr Paweł Stachowiak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu stwierdził, że w dyskusji na temat kryzysu uchodźczego najlepiej byłoby porzucić motyw polityczny, który od razu może podpowiadać, że określone poglądy na temat uchodźców umiejscawiają rozmówcę w sympatiach do konkretnego ugrupowania politycznego.

Mamy problem z uchodźcami w Kościele – mówił Stachowiak. Co to o nas mówi jako o wspólnocie? Istnieje paradoksalna korelacja między niechęcią wobec przyjmowania uchodźców (nie ekonomicznych, ale z krajów objętych konfliktami wojennymi) a częstotliwością uczestnictwa w praktykach religijnych. Wskazał przy tym na nauczanie Jana Pawła II, którym wielokrotnie mówił, że uchodźcy powinni być postrzegani nie jako obciążenie dla przyjmujących, ale jako szansa na wzbogacenie i rozwój. „W Polsce natomiast ci, którzy są zdawałoby się najbardziej kościelni, są też zarazem najbardziej niechętni przyjmowaniu uchodźców” – skonstatował dr Stachowiak.

Ks. dr. hab. Waldemar Cisło, przewodniczący polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie przyznał, że temat dotyczy ogromnego dramatu uchodźców, jest to temat trudny, bo jednak jest upolityczniony. – Warto mówić o tym, co już zostało zrobione, aby poprawić sytuację uchodźców – argumentował. Uchodźcy szukają wprawdzie lepszego miejsca do życia, ale bardzo często padają ofiarą nielegalnych praktyk – mówił ks. Cisło. Nawiązał do informacji o tym, że najlepiej rozwijającą się gałęzią przemysłu jest przynoszący gigantyczne zyski przemysł handlu ludźmi. – Pytanie więc czy nie wspieramy tego procederu – zastanawiał się szef polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie. – Rozmawiałem niedawno z rodzinami, które wróciły z Francji i Włoch, bo nie umiały się tam odnaleźć, a więc nie jest to ruch jednokierunkowy – wskazywał. Na koniec stwierdził: „Jeśli nie jesteśmy w stanie integrować tych ludzi, to lepiej ich nie przyjmujmy, bo robimy im krzywdę, dając fałszywą nadzieję”. Jego zdaniem, trzeba wskazywać na realną pomoc udzieloną ofiarom konfliktów wojennych na Bliskim Wschodzie, a nie narażać na utratę życia poprzez sprowadzanie do kraju, co wcale nie musi oznaczać zintegrowania się ze społeczeństwem ich goszczącym.

Bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady KEP ds. Migracji Turystyki i Pielgrzymek nie zgodził się z tezą, że im wyższy poziom praktyk religijnych, tym mniejsze otwarcie na uchodźców. W kwestii polityki uchodźczej panuje złożoność postaw, informacji, poglądów w większości negatywnych, pochodzących najczęściej z internetu. Chaos informacyjny służy pogłębianiu się niewiedzy. Zdaniem bp. Zadarki, w dyskusji na temat pomocy uchodźcom nie widać zatem całego kontekstu problemu. Argumentował, że aby w pełni zrozumieć kontekst, należy wziąć pod uwagę także globalne procesy migracyjne i neokolonizacyjne, mające także wymiar ekonomiczny, jak w przypadku chińskich wpływów w Afryce. Przybywanie uchodźców do Europy to zaledwie wycinek problemu. Jeżeli parafia spotka uchodźcę, na pewno mu pomoże. Ale jeśli tego uchodźcy nie ma, siłą rzeczy przeciętny polski katolik konfrontuje się z postawami negatywnymi, krążącymi w przestrzeni publicznej. Podkreślił jednak, że wyraźna różnica postaw co do tego, czy i jak pomagać uchodźcom, rysuje się właśnie na linii Odra/Nysa. – Ta zasłona sprawia, że oni myślą inaczej, a my inaczej – dodał.

Biskup zapewnił, że przekaz Episkopatu na temat uchodźców jest cały czas niezmienny, ewangeliczny, a od czasów konkretnych konfliktów wojennych, w tym II wojny światowej, staje się coraz bardziej precyzyjny. Nie dociera jednak do duchowieństwa, a przez to do wiernych. Wiele dokumentów kościelnych na temat tego, jak traktować problem uchodźczy, jest szerzej nieznanych. Bp Zadarko stwierdził, że nie chce być recenzentem działań politycznych, ale problemu uchodźczego nie da się rozpatrywać w oderwaniu od kontekstu politycznego. Stwierdził też z ubolewaniem w dalszej części wypowiedzi, że w Polsce pomoc migrantom i uchodźcom byłaby wyraźniejsza, gdyby organizacje pozarządowe specjalizujące się w tym obszarze były lepiej dofinansowane. Wskazał także na ogrom pracy wykonanej za pośrednictwem kierowanej przez ks. Waldemara Cisłę polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Wyraził szacunek dla wielu działań tej organizacji, ale dodał, że w porozumieniu z rządem formułuje ono jednoznaczny przekaz: nie będziemy przyjmować żadnych uchodźców, pomagamy im na miejscu. – To jest tylko częściowe załatwienie sprawy, choć jest to poważna pomoc – powiedział bp Zadarko.

Agnieszka Kosowicz, prezes Fundacji Polskie Forum Migracyjne poinformowała, że od lat pracuje z ludźmi, którzy pokonali Morze Śródziemne i przyjeżdżają do Europy z różnymi doświadczeniami, ale też z różnymi nadziejami. Przypomniała, by pamiętać o rozróżnieniu między pojęciem migracji a pojęciem uchodźstwa, które nie są równoznaczne. Kosowicz wyraziła ubolewanie, że inicjatywa wyjaśnienia polskiemu duchowieństwu, na czym polega kryzys migracyjny, nie udała się. Była bowiem w 2016 r. wspólna inicjatywa organizacji katolickich i pozarządowych pod nazwą „Wspólnoty schronienia”, która polegała m.in. na zapoznaniu polskich katolików w parafiach z tymi zagadnieniami, ale nie spotkała się z zainteresowaniem proboszczów. „Chodziło nam o to, aby prowadzić rozmowy z wiernymi, duchownymi, z różnymi grupami ludzi związanymi z Kościołem o tym, co my pracujący w tym obszarze wiemy, i muszę przyznać, że był to ciężkie doświadczenie” – stwierdziła Kosowicz. Poinformowała, że przez 9 miesięcy jej skuteczność dotarcia z tym tematem do księży wyniosła 2 proc. Kosowicz spotkała się w tym czasie z ok. 150 osobami związanymi z Kościołem, w większości z księżmi. Gotowych do podjęcia rozmowy było tylko trzech z nich. – Trudno mi wyciągać wnioski, co to znaczy – dodała. Kosowicz stwierdziła jednak, że jest w Polsce grupa katolików, ok.10-15 proc., którzy są po prostu przeciwni koncepcji przyjmowania uchodźców, gdyż zagrażają oni chrześcijańskiej tożsamości. Drugie 15 proc. wręcz przeciwnie, uważa, że pomoc uchodźcom jest podstawowym zadaniem chrześcijanina. Cały natomiast środek polskiego społeczeństwa – jak to określiła Kosowicz – jest zdezorientowana. – Wielu katolików i księży jest po prostu zagubionych, co ma myśleć – powiedziała prezes Fundacji Polskie Forum Migracyjne. Najczęściej istnieje obawa przed budzeniem kontrowersji – wielu księży wyrażało bowiem obawy nie o to, czy pomagać uchodźcom, ale o to, żeby w ogóle poruszać ten temat wśród parafian. – Kościół miał obawy, by wejść w ten dialog – dodała Agnieszka Kosowicz.

Dr hab. Marek Rymsza, socjolog i doradca prezydenta Andrzeja Dudy stwierdził, że w polskim kontekście debaty na temat kryzysu uchodźczego istnieje kilka postaw. Jest postawa lęku, ale też obecna jest postawa usuwania się z demonstrowaniem swojej wiary w obawie przed tym, że uchodźcy mogą się poczuć porażeni. Wiara staje się wtedy sprawą prywatną, a to jest postchrześcijański model postępowania. „Usuwanie z przestrzeni publicznej znaków chrześcijańskiej jest sprzeczne z nauczaniem Jana Pawła II” – dodał dr hab. Marek Rymsza. Na zakończenie swojej wypowiedzi wskazał, że pomoc powinna być oparta na zasadzie wzajemności, jeśli go zabraknie dobroczynność nie spełni swojego zadania.

Europa

Sugestie, jakoby Polska zmierzała opuścić Unię Europejską są kompletnie bezpodstawne – stwierdził dziś podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego sekretarz stanu w MSZ min. Konrad Szymański. Uczestnicy spotkania, w tym byli premierzy rządu: Hanna Suchocka i Jerzy Buzek ocenili jednak, że postępowanie władz daje podstawy do niepokoju o niepokój, co do przyszłości Polski w Unii.

Podczas panelu: „Ojczyzna europejska. Rola Polski w Europie” Jerzy Buzek wskazywał, że Unia Europejska jest projektem bardzo udanym, choć przechodzi pewne trudności, ale one towarzyszyły zawsze procesom integracyjnym.

Zdaniem byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego jednym z najtrudniejszych wyzwań dla Unii jest zapewnienie wszystkim państwom takiego sposobu współdziałania, aby żadne z nich nie czuło się zmarginalizowane. Ważnym zadaniem jest także zapewnienie każdemu krajowi możliwości zachowania swojej tożsamości.

Była premier Hanna Suchocka zwracała uwagę, że pracom na rzecz integracji naszego kraju z UE towarzyszyło ogromne pragnienie powrotu Polski do państw respektujących wartości europejskie, takie jak wolność jednostki i państwo prawa.

Minister Szymański przyznał, że jednym z kluczowych dylematów Unii jest określenie metody współpracy: czy ma ona polegać na wspólnotowości czy tez negocjacjach międzyrządowych. Jego zdaniem ważne jest przywrócenie roli szefów rządów, choćby w imię brania współodpowiedzialności za decyzje podejmowanie przez Unię. „Nasz los, nasze interesy, nasze wartości – nie zawsze są wspólne” – podkreślił min. Szymański.

Sekretarz stanu w MSZ wskazywał, że problem jedności nie jest tylko problemem Polski – to kwestia dotycząca każdego kraju europejskiego jak i wspólnoty jako całości. „Każdy kraj musie wiedzieć, że sposób prowadzenia polityki może spowodować naddatek lub upływ jedności” – stwierdził Szymański. Polityk przestrzegł też przed postrzeganiem Polski jako kraju, który wywołuje problem jedności Unii Europejskiej. Stanowczo też odrzucił pojawiające się w Polsce oskarżenia o to, że obecny rząd chce opuścić Unię. Jerzy Buzek ripostował jednak, że takie obawy podsycają same władze. Przytoczył niedawne słowa prezydenta RP, który nazwał Unię `jakąś wyimaginowaną wspólnotą` z której dla nas niewiele wynika”. Buzek podkreślał, że Polska nie jest posądzana o rozbijanie jedności lecz o odstępstwo od europejskich zasad.

Paweł Kowal, b. poseł do Parlamentu Europejskiego wskazywał, że w swojej historii Polska jedynie ok. 270 lat była „sama”, w pozostałym okresie stanowiła organizm jakiejś unii politycznej. 

Patriotyzm

Czym jest patriotyzm? Co stanowi o jego sile, a co jest dziś największym zagrożeniem? Czy miłość Ojczyzny wyklucza otwartość na innych i czy istnieje kanon polskiego patrioty? O tym dyskutowano podczas panelu z udziałem m.in. byłego marszałka Sejmu Marka Jurka i prof. Pawła Śpiewaka na XI Zjeździe Gnieźnieńskim. W dyskusji uczestniczyli także prof. Waldemar Łazuga – kierownik Zakładu Myśli i Kultury Politycznej w Instytucie Historii UAM, Michał Drozdek – filozof społeczny i publicysta oraz ks. prof. Alfred Wierzbicki – kierownik katedry etyki KUL. Debatę rozpoczęło pytanie o rozumienie patriotyzmu. Paneliści zgodnie zwrócili uwagę na emocjonalność i często powierzchowność w pojmowaniu i definiowaniu tej wartości.

„Patriotyzm pojmujemy najczęściej w kategoriach emocjonalnych i definiujemy jako miłość, tymczasem można na niego spojrzeć ze strony innej kategorii moralnej – sprawiedliwości. Sytuowałbym patriotyzm na polu sprawiedliwości społecznej, a mniej na polu miłości i emocjonalności” – mówił ks. prof. Alfred Wierzbicki. Według prof. Pawła Śpiewaka patriotyzm to przede wszystkim lojalność i zobowiązanie. „Gdybym miał jednym zdaniem definiować patriotyzm to byłoby to moje prawo do drżenia i niepokoju o los własnego narodu to znaczy, że mam prawo go lubić, ale i krytykować” – stwierdził.

Na ładunek emocjonalny w pojmowaniu, definiowaniu i deklarowaniu patriotyzmu zwrócili uwagę także Marek Drozdek i prof. Waldemar Łazuga, który przyznał, że każdy z nas jest patriotą na kilka sposobów w różnych okresach życia. Osobiście – jak dodał – patriotyzm łączyłby przede wszystkim z odpowiedzialnością. Marek Jurek z kolei zwrócił uwagę, że współcześnie traktujemy świadomość narodową i patriotyzm jako kwestie przeszłości, tymczasem równie ważna jest przyszłość i nasza aktywność w teraźniejszości. „Nasza obecność wśród innych narodów powinna być obecnością aktywną, z pełnym poczuciem tego, że nasze potrzeby, nasze interesy, nasze bezpieczeństwo jest konieczne dla trwania Europy” – stwierdził były marszałek Sejmu.

Uczestnicy debaty starali się też odpowiedzieć na pytanie, co jest siłą, a co największym zagrożeniem dla polskiego patriotyzmu. Według Marka Drozdka siłą była zawsze nasza otwartość i brak zapędów nacjonalistycznych. Zdaniem Marka Jurka odpowiedzią może być tu inne pytanie – jak przez ostatnie pół wieku zdołaliśmy to wszystko (wojnę, komunizm) przeżyć? „Największą siłą polskiego patriotyzmu, jak każdego narodu chrześcijańskiego, jest po prostu wiara” – mówił były marszałek Sejmu, dopowiadając, że to właśnie więź z Bogiem najbardziej ożywia i cementuje relacje międzyludzkie. Zagrożeń zaś upatrywałby w zakłóceniu hierarchii wartości, błędnym rozumieniu narodu i ojczyzny, wybiórczym traktowaniu historii i kryzysie obywatelskiej odpowiedzialności.

Zdaniem prof. Waldemara Łazugi siłą polskiego patriotyzmu jest paradoksalnie jego słabość, a więc nasza polska emocjonalność i uczuciowość. „Należymy do narodów o wysokiej emocjonalności. Polak-patriota to taki paszport, na który nikt nie patrzy” – mówił wskazując na powszechność frazesów patriotycznych. Trzeba mówić dużo i głośno. To z jednej strony. Z drugiej – jak tłumaczył – mamy pasywizm, czyli „nasza chata z kraja”, co jest dalej, to nas nie interesuje. Prof. Śpiewak zwrócił z kolei uwagę na niebezpieczeństwo patosu aż do śmieszności w prezentowaniu postaw patriotycznych. Ponadto na sentymentalizm, który polega „nie na kochaniu ojczyzny, ale na kochaniu siebie za to, że kocham Ojczyznę”. Tym, co grozi nam szczególnie – mówił – jest jednak nacjonalizm w trzech postaciach: ten, który krzyczy „Europa dla białych”, ten, który każe się izolować od świata i ten, który nie dopuszcza autoironicznego stosunku do samych siebie. Siłą polskiego patriotyzmu według Pawła Śpiewaka może być nasza obecność we wspólnocie europejskiej. Nie chodzi tu jednak – dodał – o przynależność geograficzną, ale o przynależność, którą musimy codziennie wybierać i potwierdzać.

Ponieważ debata zaczęła się z 15-minutowym opóźnieniem, nie było czasu na odpowiedzi na pytania z sali. Koncentrowały się one głównie wokół podziałów i polityki migracyjnej. Słuchacze pytali o uchodźców i emigrantów, a także o to, czy obywatel innej narodowości może być polskim patriotą.


KAI
Relacje, foto >>> TUTAJ

22 września 2018