Świętowojciechowe nauczanie Prymasa Tysiąclecia
W homiliach głoszonych z okazji uroczystości św. Wojciecha kard. Stefan Wyszyński dotykał wielu bolączek i problemów swoich czasów. Wiele z tych myśli Prymasa Tysiąclecia jest dziś niezwykle aktualnych.
Bez sobotnich nieszporów, uroczystych procesji i tradycyjnego błogosławieństwa dzieci – po raz drugi z powodu pandemii gnieźnieńskie uroczystości patronalne ku czci św. Wojciecha odbywają się w reżimie sanitarnym. Celebracje ograniczone zostały do odpustowej Mszy św. koncelebrowanej w katedrze gnieźnieńskiej przez biskupów archidiecezji związanych z osobą kard. Stefana Wyszyńskiego. To właśnie Prymas Tysiąclecia zlecił zbadanie relikwii św. Wojciecha pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. On zainicjował regotyzację katedry gnieźnieńskiej – jego sanktuarium. On również wielokrotnie przywoływał biskupa-męczennika w swoich modlitwach, kazaniach i przemówieniach, nazywając go Apostołem Narodu Polskiego. Przypominamy wybrane myśli, które mimo upływu lat, nie straciły na aktualności.
Do kapłanów – 23 kwietnia 1959 Gniezno
„Wojciech przeszedł przez polską ziemię jak piorun ognisty, który rozpalając się na wysłannikiem pokoju pobratymczego narodu, niosącym Ojczyźnie naszej Chrystusowy pocałunek pokoju Święty w imię wiary. (…) Przeszedł w znaku swej ofiarnej krwi, pozostawiając po sobie pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego, rodzonego brata – Radzyma, również jak on świętego. Wspaniałe fundamenty założył dla wiary Kościoła gnieźnieńskiego pobratymczy nasz rodak –Wojciech! I wspaniałe tradycje zapowiedział dla duchowieństwa archidiecezji i całej Polski. Czyż my, kapłani, spadkobiercy tej kapłańskiej krwi, tak obfitującej i płodnej, mielibyśmy być obojętni na to męczeńskie ciało, które cześć tu odbiera? (…) Gdy stoimy w obliczu Wojciechowej trumny zawierającej szczątki człowieka, który ostatnią kroplę krwi, ciało swoje i głowę – jak niesie tradycja – oddał za lud, to czyż nie skłania nas to do zastanowienia: czy i ja jestem gotowy oddać siebie i wszystko moje za lud Boży i za parafię powierzoną mi przez biskupa? Patrzę ku tej trumnie i pytam siebie, czy umiałbym tak uczynić? Nie myślcie, Najmilsi, że przygoda Wojciechowa w tej ziemi nie może się każdemu z Was przytrafić. Każda ziemia potrzebuje wciąż kapłańskiej krwi…”
„Nie czyńcie Bogu nigdy zastrzeżeń: tego nie dam, tego odmówię. Nam nie wolno posiadać takiej własności osobistej, którą zatrzymalibyśmy wyłącznie dla siebie, bo jesteśmy z ludu i dla ludu, bez zastrzeżeń i bez ograniczeń. (…) Chrońcie się przed jednym: przed szukaniem swej chwały! Dzisiaj jest wielu ludzi, którzy to czynią. Szukają swego, swej mocy i potęgi, ubiegają się o znaczenie i wpływy, zazdrośni są o władzę i wciąż zalęknieni o nią. Ta zazdrość i lęk to straszliwa niewola! Człowiek, który się poddaje temu lękowi, jest niewolnikiem, choćby posiadał władzę”.
Do zagubionych – 23 kwietnia 1960 Gniezno
„Wśród przemian, które zachodzą, w których niekiedy gubimy właściwą miarę i ocenę rzeczy, spraw i ludzi, tak łatwo można by zatracić wrażliwość na człowieka, który przybity rzeczywistością materialną, zatracił właściwą swą godność. W takich czasach trzeba podnosić wysoko pod niebiosa Bożych przyjaciół i mówić: O, patrzcie, jako są uczczeni przyjaciele Boży! W czasach, gdy człowiek tak często pada ofiarą niewolniczej służby materii, gdy nie dostrzega się już w nim ducha, trzeba wysoko przed oczy ludzi wynosić człowieka i jego wielką Bożą wolność. Dlatego na właściwe miejsce dźwigamy św. Wojciecha, który miał w swoim życiu Boży styl. Według tego stylu kształtowało się życie chrześcijańskie w Ojczyźnie naszej, organizacja Kościoła świętego, kultura Narodu. Wszystko to przeniknięte było Bożymi światłami, promieniami i mocami. (…) Gdy dziś stawiamy przed Wasze oczy, Najmilsi, Apostoła Narodu i pierwszego naszego Męczennika, wskazujemy, że warto, a nawet trzeba poświęcić się ciałem i krwią, aby dobrze służyć Bogu i społeczeństwu.
Do rodzin – 24 kwietnia 1960 Gniezno
„Całe życie świętego Wojciecha było uplątane w kłopoty rodzinne. Wiele krzywdy doznała jego rodzina. Musiał stawać w jej obronie, a gdy było to już niemożliwe, opuścił ostatecznie swą stolicę. Wydaje się, że są to rzeczy niewspółmierne, trzeba jednak zrozumieć głęboki sens postawy człowieka, który ówczesnym władcom, z imienia tylko chrześcijańskim, musiał przypominać doniosłość rodziny, której nie wolno niszczyć i poniewierać”.
„Kościół broni instytucji rodziny jako instytucji najdonioślejszej. Chociaż jest ona małą komórką społeczną, jest najważniejsza, bo z niej rodzi się życie zarówno samej rodziny, jak narodu i społeczeństwa. Kościół wytrwale broni rodziny. Mówi odważnie o jej prawach do zabezpieczenia bytu ekonomicznego, bo byt rodziny jest podstawą dobrobytu narodu i państwa, nie na odwrót. Wtedy, gdy rodzina jest zabezpieczona, gdy jest w dostatku – w dobrobycie jest także naród i państwo, a nie na odwrót. Gdy rodzina jest biedna – wtedy i naród jest biedny. Choćby naród i państwo były zamożne, jeśli rodzina jest w nędzy, cóż to pomoże? Przecież naród i państwo są dla rodziny. Stąd podstawowym niejako warunkiem równowagi życia narodu i państwa jest rodzina i zabezpieczenie jej praw ekonomicznych. Podobnie podstawowe prawo do życia narodu czy państwa wiąże się z uznaniem i uszanowaniem prawa do życia w rodzinie. To samo dotyczy pokoju. Rodzina ma prawo do pokoju wewnętrznego, domowego, do uszanowania progów rodzinnych. Gdy na progu rodziny jest pokój, będzie on w narodzie i w państwie”.
Do obywateli – 24 kwietnia 1960 Gniezno
„Rzecz znamienna, święty Wojciech przyszedł z dalekiej Pragi do polskiej ziemi. Przeszedł przez to Wzgórze. Dziś właściwe straciliśmy poczucie, że był on Czechem. Wydaje nam się, że to był Polak. W rzeczywistości był biskupem czeskim, kochał swój naród. Ale chrześcijanin przez Ewangelię ma wszczepionego ducha sprawiedliwości, przyznaje każdemu prawo do własnego bytu. Prawdziwy chrześcijanin nigdy sobie nie pozwoli na szowinizm, który wyklucza prawa innych narodów. Gdy przez Wzgórze Lecha przeszedł biskup czeski i wszedł w nasze życie, uszanowaliśmy go”.
Do wierzących – 24 kwietnia 1977 Gniezno
„Gdy przypominamy sobie dziś te dalekie i odległe dzieje, nie zapominajmy, Najmilsi, że i my ponosimy odpowiedzialność za nie. Nie wystarczy wejść w dziedzictwo Kościoła i Narodu. Trzeba mieć poczucie odpowiedzialności za to dziedzictwo. Pamiętajmy, że Ewangelia i Krzyż to nie są zabytki, że Kościół to nie archiwum – to aktualne życie! Nie wystarczy wspominać i mówić: Tak, to było dobre tysiąc lat temu, ale dziś? Właśnie i dziś aktualna jest Ewangelia i Krzyż Chrystusowy, i dziś jest potrzebna służba Kościoła Chrystusowego przez biskupów i kapłanów. Bo Kościół Chrystusowy to Kościół Boga Żywego, to Chrystus, który nie umiera. On żyje w nas. (…) Dlatego każdy z nas, ochrzczony w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, jest odpowiedzialny za swój chrzest, za życie w duchu Ewangelii, za swój udział w życiu Kościoła Chrystusowego! Mamy nie tylko posługiwać się tekstami Ewangelii, ale według słów Ewangelii kształtować nasze codzienne życie. Mamy pamiętać, że nosimy w sobie nakaz rozwijania w sobie życia Bożego”.
„Aby żyć, trzeba nieustannie rozwijać dziedzictwo Chrystusowe. Patrzcie jak drzewa każdego czasu wiosennego, choć przetrwały ciężką zimę, wichry, słoty i mrozy, gdy tylko odrobina słońca ukaże się na niebie, nawet w tak kapryśną wiosnę jak tegoroczna, prężą się szybko do słońca, ożywiają w sobie soki żywotne, kształtują pąki, liście, kwiat, nowy owoc. Jeśli tak jest z każdym drzewem, to cóż dopiero z drzewem Bożym jakim jest każdy z nas. Przecież każdy z nas jest istotą żyjącą, obdarzoną rozumem, wolą i sercem. I każdy ponosi odpowiedzialność za swój rozum, za swoją wolę i serce, aby rozum był w prawdzie, wola w dobru, a serce w miłości”.