Swoje chwalimy: cudowna pasyjka

Był 29 kwietnia 1656 roku. W katedrze gnieźnieńskiej zgromadziło się polskie rycerstwo pod dowództwem marszałka koronnego Jerzego Lubomirskiego i hetmana Stefana Czarnieckiego, by pokrzepić się modlitwą przed bitwą ze Szwedami. Nagle na oczach wszystkich wydarzył się cud…

Rok wcześniej, w lipcu 1655 roku czterdziestotysięczna armia szwedzka pod wodzą Karola Gustawa wkroczyła do osłabionej wojną z Rosją i szarpanej wewnętrznymi konfliktami Polski. Jako pierwsi ciężar najazdu odczuli mieszkańcy Wielkopolski. We wrześniu poddała się Warszawa, w październiku padł Kraków. Do grudnia broniła się dzielnie i zwycięsko Jasna Góra. Nowy rok przyniósł zwrot. Wiosną kraj ogarnęło pospolite ruszenie. Sił do walki dodawały kolejne zwycięstwa hetmana Stefana Czarnieckiego i marszałka koronnego Jerzego Lubomirskiego. W kwietniu wojska polskie wyparły Szwedów z Bydgoszczy i Nakła, a później odcięły im drogę do Bałtyku. Pod koniec miesiąca obie dywizje spotkały się pod Piłą, gdzie przygotowywały się do dalszego marszu na południe. Wcześniej jednak, 29 kwietnia, ich wodzowie zjechali do Gniezna, by u grobu św. Wojciecha prosić Boga o pomoc i zwycięstwo.

Katedra była wypełniona po brzegi. Wraz z rycerstwem modlili się duchowni i mieszkańcy Gniezna. Na oczach wszystkich w momencie podniesienia Hostii świętej i Kielicha na niewielkim gotyckim wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego pojawiły się krwawe krople, które spływały na rozparty poniżej korporał. Jeden z uczestniczących w Eucharystii szlachciców, poeta Wespazjan Kochowski, wspomina to tak: ,,Pod Gnieznem, w kościele katedralnym tamtecznym, dwiema dniami krew ciekła z pasyjej Chrystusa Pana na ołtarzu ku północnej stronie, co prawie wszyscy widzieli. W sobotę ciec przestała”. I zaświadczył jeszcze: „Zaprawdę, nie było w tym żadnego oszukaństwa ani szalbierstwa, jakżeż bowiem wyciekający obficie płyn mógłby zostać ukryty w cienkim kawałku drzewa? Cud ten przeraził przypatrujących się, zadziwionych niezwykłością zdarzenia; również ja, który piszę te słowa, zdumiony i ciekawy, dotknąwszy palcem spadającej kropli, przekonałem się, że to prawdziwa krew płynie”.

Wydarzenie to uznano za jawny cud. Od tego czasu przed pasyjką zaczęli się gorliwie modlić wierni doznając łask i pociechy. O cudzie dowiedział się także król Jan Kazimierz, który po przegranej bitwie pod Kłeckiem (7 maja) i kolejnych niepowodzeniach rozpoczął starania u ówczesnego prymasa abp. Andrzeja Leszczyńskiego o wypożyczenie pasyjki do swojego ołtarza polowego. Kapituła Prymasowska wyraziła na to zgodę w czerwcu 1657 roku. Krucyfiks towarzyszył Janowi Kazimierzowi do końca wojny ze Szwedami. Wrócił do Gniezna po podpisaniu pokoju oliwskiego w 1660 roku. Kapituła gnieźnieńska dziękując Bogu za szczególną opiekę nad Polską umieściła krucyfiks w XIV-wiecznej kaplicy pw. św. Michała, która od tej pory nazywana jest kaplicą Pana Jezusa lub rzadziej kaplicą królewską.

W stulecie pamiętnych wydarzeń kaplicę wyremontowano, a cudowną figurkę Chrystusa Ukrzyżowanego umieszczono w późnobarokowym ołtarzu na tle srebrnej wici roślinnej. W tej postaci krucyfiks przetrwał do naszych czasów i można go oglądać we wspomnianej kaplicy Pana Jezusa. Na ołtarzu tej kaplicy w czasie uroczystości Znalezienia i Podwyższenia Krzyża Świętego przez długi czas wystawiano także korporał, na który spływała krew z pasyjki. W pierwszej połowie XVIII w. sufragan gnieźnieński bp Franciszek Kaszkowski ofiarował także legat na odprawianie co piątek Mszy św. o Męce Pańskiej oraz na śpiewanie pieśni „Zawitaj Ukrzyżowany, Jezu Chryste przez Twe rany, prosimy Ciebie, w każdej potrzebie, daj nam pokój pożądany”.

BK
Fot. B. Kruszyk

17 sierpnia 2014