Wszyscy bierzemy z tego samego chleba

Łamanie chleba i podawanie go obecnym było w starożytności chrześcijańskiej znakiem rozpoznawczym Mszy świętej. Jedno z najstarszych określeń Eucharystii brzmi zresztą „łamanie chleba”. I nie chodzi tu o podział w sensie różnienia się czy oddalenia. Wręcz przeciwnie! Chodzi tu o jedność w Chrystusie wszystkich obdarowanych cząstkami Chleba Eucharystycznego

Wyjaśnieniem obrzędu Komunii świętej i rytuałów poprzedzających kończymy cykl tekstów poświęconych liturgii Mszy świętej, w którym przewodnikiem był nam gnieźnieński liturgista ks. prof. Jerzy Stefański, odpowiedzialny m.in. za organizację i przebieg siedmiu pielgrzymek papieża Jana Pawła II do Polski. Gestem pierwszym, w czasie którego wierni śpiewają lub recytują trzykrotne błagalne Baranku Boży, i który być może wielu z nich umyka, jest łamanie przez celebransa Chleba Eucharystycznego czyli Hostii. Obrzęd ten – jak wyjaśnia ks. Stefański – jest zakorzeniony w tradycji Ostatniej Wieczerzy, a wcześniej, w tradycji każdej żydowskiej Uczty Paschalnej, podczas której dzielono się połamanym, a nie pokrojonym, chlebem. W Wieczerniku Chrystus nawiązał do tego zwyczaju, ale nadał mu nowy wymiar. Poprzez gest łamania jednego chleba i rozdzielania jego kawałków między apostołów Jezus pokazał, że my wszyscy tworzymy Kościół. Tak to zresztą rozumieli pierwsi uczniowie Chrystusa. Święty Paweł Apostoł upominał mieszkańców Koryntu: „Czyż chleb, który łamiemy, nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba”. Z kolei w Dziejach Apostolskich opisujących życie pierwotnego Kościoła w Jerozolimie czytamy: „uczniowie trwali w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba (…)”. Gdy Kościół zaczął się rozrastać, ze względów praktycznych wprowadzono małe chlebki, czyli komunikanty (IX w.). Głęboko symboliczny gest łamania dużej Hostii przez celebransa został jednak zachowany i jest powtarzany niezmiennie do dziś. To łamanie nie ma wymiaru dzielenie czy podziału w sensie oddalania czy różnienia. Wręcz przeciwnie. Ksiądz Stefański podkreśla, że chodzi tu o jedność w Chrystusie wszystkich obdarowanych cząstkami Chleba Eucharystycznego.

Oto Baranek Boży

Jak wspomniano, podczas łamania Hostii wierni śpiewają lub recytują błagalne „Baranku Boży”, bijąc się w pierś, co jest gestem skruchy i uznania swojej niedoskonałości. Baranek Boży zastępuje tu imię Jezusa Chrystusa. Jak wyjaśnia ks. Stefański, już starotestamentalny prorok Izajasz nazwał przyszłego Mesjasza „barankiem prowadzonym na rzeź”. Z kolei w Nowym Testamencie ewangelista św. Jan przytacza świadectwo św. Jana Chrzciciela o Jezusie, który, gdy spotkał Chrystusa, powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Baranek ofiarny, spożywany jako główne, symboliczne danie w czasie żydowskiej Uczty Paschalnej (zatem także w czasie Ostatniej Wieczerzy), zawsze w Kościele jednoznacznie utożsamiany był z umęczonym Chrystusem – Barankiem wielkanocnym.

W czasie obrzędu łamania Chleba Eucharystycznego ma miejsce również inny mało widoczny, ale ważny gest wpuszczania do kielicha odłamanej części Hostii na znak zjednoczenia Ciała i Krwi Pańskiej w dziele zbawienia. Symbolizuje on fakt zmartwychwstania, czyli połączenia ciała i duszy Chrystusa i zarazem jedność ludzkiej i boskiej natury w Chrystusie. Warto także wspomnieć o ołtarzu, czyli stole Ofiary, przy którym dokonuje się Eucharystia. Ołtarzowi – zaznacza liturgista – podporządkowane jest wszystko w świątyni. Chrystus, dzieląc się sobą, zasiada do niego razem z nami. W znaku Chleba Eucharystycznego i stołu ołtarzowego Bóg chciał pozostać na zawsze wśród nas.

Jak setnik

Sam obrzęd Komunii świętej mieści w sobie kilka tradycyjnych i logicznych etapów, które warto pokrótce wyjaśnić. Najpierw celebrans ukazuje Ciało Pańskie. Wierni w tym czasie klęczą. Kapłan wypowiada dwa krótkie zdania, będące zaproszeniem do Komunii świętej. Obydwa zdania, czyli „Oto Baranek Boży…” są dokładnym powtórzeniem biblijnych tekstów odnoszących się do Chrystusa. Na powyższe zaproszenie wszyscy odpowiadają: „Panie, nie jestem godzien…”. Powtarzamy tym samym słowa setnika z Kafarnaum, który tym zdaniem prosił Chrystusa o uzdrowienie swojego sługi. Kapłan ukazuje nam Ciało Chrystusa także podczas przyjmowania Komunii świętej. Mówi wówczas: „Ciało Chrystusa”, a my odpowiadamy „Amen”. W ten sposób poświadczamy, że mamy pełną świadomość, że chodzi tu o samego Chrystusa. To jedno małe słowo – pisze ks. Stefański – jest najkrótszym wyznaniem wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa pod postacią Chleba. Po spożyciu Eucharystycznego Chleba, czyli przyjęciu Komunii świętej, powinniśmy zawsze znaleźć czas na osobiste dziękczynienie, własną modlitwę – dodaje liturgista. – Jakkolwiek cała Msza święta jest akcją wspólnotową, społeczną, warto w tym dziękczynnym miejscu wyznać Bogu, że poprzez Komunię świętą otrzymało się łaskę obecności samego Chrystusa. I dlatego można Mu tak wiele powiedzieć, uwielbiać, dziękować, prosić… Należy jeszcze dodać, że obrzęd Komunii świętej kończy oracja nazwana w Mszale: Modlitwą po Komunii. Zawarte są w niej różne dziękczynne treści, wypraszające owoce przyjętej przed chwilą Komunii świętej – Komunii z Chrystusem.

Msza trwa nadal

Mszę świętą kończą krótkie ogłoszenia parafialne (jeśli są konieczne), kapłańskie pozdrowienie wraz z błogosławieństwem oraz formuła liturgicznego rozesłania. Celebrans rozpoczynał liturgię mszalną wzywając Trzy Osoby Boskie, czyli Ojca i Syna i Ducha Świętego. Teraz kończy ją udzielając błogosławieństwa w Imię tej samej Trójcy Świętej – błogosławi jednak sam Bóg, a ksiądz jest tu tylko Jego narzędziem. Każde przecież Boże błogosławieństwo – tłumaczy ks. Stefański – to wołanie o Boże siły i moc dla mojego życia, dla tego wszystkiego, w czym jest ono zanurzone. W tym momencie Mszy św. kapłan raz jeszcze przypomina, że Bóg Ojciec to Stwórca nieba, ziemi i człowieka, że Syn Boży – Chrystus – z miłości do nas i za nas poniósł ofiarę krzyżową oraz że Duch Święty swą mocą umacnia cały Kościół. Końcowemu błogosławieństwu towarzyszą też życzenia, aby odejść od ołtarza „w pokoju Chrystusa”. O tym radosnym, specyficznym pokoju, którym chce nas obdarzyć sam Chrystus, słyszeliśmy już wcześniej, tuż przed udzieleniem sobie tzw. „znaku pokoju”. To powtórzenie prawdy o pokoju ma nam przybliżyć ważną myśl – po wspólnej modlitwie mszalnej wychodzimy bogatsi o pokój Chrystusa, który zagościł w naszych sercach. Pokój ten wywołał radosne echo, stąd nasza odpowiedź: „Bogu niech będą dzięki” – bo to On jest adresatem naszej wdzięczności. Ta aklamacja – dopowiada ks. Stefański – wyraża też naszą pokorną postawę. Jesteśmy bowiem świadomi, że człowiek nie dokona samozbawienia. Odkupienie to dar, łaska Chrystusa. I dlatego „Bogu niech będą dzięki”. W szczególnie uroczyste dni końcowe błogosławieństwo może przybrać bardziej rozbudowaną formę. Celebrans wypowiada wtedy potrójne, krótkie formuły wypraszające różne okolicznościowe łaski, na które każdorazowo odpowiadamy: „Amen”. Ostatnim akcentem jest pocałunek złożony przez celebransa na ołtarzu oraz głęboki ukłon, który czyni w jego kierunku wraz z usługującymi. Te dwa gesty kończą rytualny wymiar Mszy św. Byłoby jednak olbrzymim nieporozumieniem – pisze liturgista – gdyby wraz z opuszczeniem budynku kościoła kończył się nasz kontakt z Bogiem. Owoce liturgii eucharystycznej wynosimy przecież poza bramy kościoła czy kaplicy. Dla człowieka wierzącego nie ma dwóch odrębnych od siebie światów: świata religii i świata życia codziennego. Eucharystia co chwilę ukazywała nam wieloraką jedność: jedność Osób Trójcy Świętej, jedność Ciała i Krwi w Chrystusie, jedność Chrystusa z nami, jedność nas wszystkich ze sobą. Ciągle chodzi o tę samą podwójną komunię – jedność z Bogiem i między nami, czyli w codziennym życiu. Jak wskazywał nam wielokrotnie św. Jan Paweł II, to wszystko, co zostało nam dane przez Boga, zostało nam również „zadane”, a więc nawet po zakończeniu Msza św. trwa nadal.

B. Kruszyk
Fot. Pixabay
9 sierpnia 2022